poniedziałek, 21 lipca 2014

Ten Beskid Mały to nieciekawy jest.

Dotychczas wydawało mi się, że moja niedawna niechęć do Beskidu Małego to kwestia młodzieńczej ambicji: ma się te nieco ponad 18 lat, więc chce się wyżej, dalej, dziczej. Beskid Mały zostawia się dopiero na potem, na kiedyś tam, kiedy będzie za mało czasu, pieniędzy i zdrowia, by jechać w jakieś ostrzejsze góry. By w końcu wybrać się tam dopiero na emeryturze lub nigdy. O tym, że się myliłem, dowiedziałem się wczoraj. 

To była ciężka pobudka. W piątki Fanaberia jest otwarta do pierwszej w nocy, więc zanim ją zamknąłem i dotarłem do domu, wybiła godzina druga. Oznaczało to, że zostało mi nieco ponad trzy godziny snu, bo mój pociąg odjeżdżał o 6:45. Położyłem się więc z ciężkim sercem, starając się nie myśleć o tym, jakie męki będę przeżywał przy wstawaniu.
Na szczęście udało się. Po kilku "drzemkach" i kilkunastominutowym ogarnianiu ruszyłem przez budzące się Katowice na dworzec PKP.
Ilość ludzi na peronie jeszcze nie pozbawiła mnie złudzeń, że odeśpię w pociągu choć trochę. Zrobił to dopiero sam pociąg, stając w ten sposób, że znalazłem się praktycznie na środku długości między dwoma wejściami. Ludzie, którzy mieli szczęście znaleźć się przed nimi, zaraz zalali wagony swoim potokiem, skutecznie wykluczając mnie z walki o wolne miejsca. Drogę do Bielska spędziłem więc siedząc na podłodze, bujając się w rytm przerw między szynami.

Godzinę, którą miałem czekać na PKS do Wadowic, postanowiłem przeznaczyć na zakupy. Poszedłem więc na dworzec autobusowy w Żywcu, by najpierw znaleźć stanowisko, z którego miałem odjeżdżać, a potem zacząć wypatrywanie jakiegoś marketu.

Po dziesięciu minutach błądzenia zrezygnowałem ze swojej męskiej dumy i poprosiłem o pomoc jakieś starsze małżeństwo, które widać było, że też wybiera się w góry. Okazało się, że tuż za dworcem jest niezauważony przeze mnie sklep Społem. Szliśmy kawałek razem, toteż zapytałem, dokąd się wybierają.
- Dzisiaj Skrzyczne, a pan?
- Ja do Wadowic, potem idę na Leskowiec, a później Gibasy.
- Też tam kiedyś chodziłem. My to z żoną lubimy, kiedyś nawet doszliśmy na piechotę z Nowego Targu do Bielska.
- Wie Pan, ja to kiedyś nie lubiłem Beskidu Małego, bo strasznie niskie mi się to wydawało. A w tym roku byłem tam już trzy razy i bardzo mi się podoba.
Jego odpowiedź bardzo mnie zaskoczyła. Spodziewałem się, że przyzna mi rację i powie coś, że faktycznie jest tam fajnie. Tymczasem usłyszałem:
- E, dla mnie to ciągle jakiś nieciekawy ten Beskid Mały.
Wydaje mi się, że takie szczyle jak ja to jednak zasługują na jakąś wyrozumiałość, ale żeby być już po sześćdziesiątce i ciągle nie widzieć piękna tego małego pasma?

W sklepie kupiłem makaron, chleb, kiełbasę, ser, paprykę, cebulę i wódkę. Tą ostatnią wziąłem nauczony doświadczeniem. Wiecie, nawet, jak się lubi chodzić samemu, to nie ma chyba nic lepszego, niż pod koniec dnia trafić do schroniska pełnego ludzi, gitar i śpiewu. Zazwyczaj nie ma wtedy problemu, żeby się czegoś napić, bo turyści chętnie się dzielą, ale zawsze jakoś to głupio opijać kogoś, kto wcześniej przez parę godzin tachał ważącą ponad kilo butelczynę. Dlatego, jeśli spodziewacie się w schronisku imprezy, zawsze warto mieć przy sobie tą ćwiartkę. Z jednej strony na osobę wystarczy, a z drugiej - nie będzie za ciężka, jeśli okaże się, że nie ma z kim imprezować i wódka wraca z Wami do domu.


Jest 14, więc zaraz muszę się zbierać do pracy. Jutro dalszy ciąg relacji :)


1 komentarz:

  1. "Wydaje mi się, że takie szczyle jak ja to jednak zasługują na jakąś wyrozumiałość, ale żeby być już po sześćdziesiątce i ciągle nie widzieć piękna tego małego pasma?"

    A opinia pan po sześćdziesiątce nie zasługuje na wyrozumiałość? ;)

    OdpowiedzUsuń