Dotychczas wydawało
mi się, że moja niedawna niechęć do Beskidu Małego to kwestia młodzieńczej
ambicji: ma się te nieco ponad 18 lat, więc chce się wyżej, dalej, dziczej.
Beskid Mały zostawia się dopiero na potem, na kiedyś tam, kiedy będzie za mało
czasu, pieniędzy i zdrowia, by jechać w jakieś ostrzejsze góry. By w końcu
wybrać się tam dopiero na emeryturze lub nigdy. O tym, że się myliłem,
dowiedziałem się wczoraj.
To była ciężka
pobudka. W piątki Fanaberia jest otwarta do pierwszej w nocy, więc zanim ją
zamknąłem i dotarłem do domu, wybiła godzina druga. Oznaczało to, że zostało mi
nieco ponad trzy godziny snu, bo mój pociąg odjeżdżał o 6:45. Położyłem się
więc z ciężkim sercem, starając się nie myśleć o tym, jakie męki będę przeżywał
przy wstawaniu.
Na szczęście udało
się. Po kilku "drzemkach" i kilkunastominutowym ogarnianiu ruszyłem
przez budzące się Katowice na dworzec PKP.
Ilość ludzi na
peronie jeszcze nie pozbawiła mnie złudzeń, że odeśpię w pociągu choć trochę.
Zrobił to dopiero sam pociąg, stając w ten sposób, że znalazłem się praktycznie
na środku długości między dwoma wejściami. Ludzie, którzy mieli szczęście
znaleźć się przed nimi, zaraz zalali wagony swoim potokiem, skutecznie
wykluczając mnie z walki o wolne miejsca. Drogę do Bielska spędziłem więc
siedząc na podłodze, bujając się w rytm przerw między szynami.
Godzinę, którą
miałem czekać na PKS do Wadowic, postanowiłem przeznaczyć na zakupy. Poszedłem
więc na dworzec autobusowy w Żywcu, by najpierw znaleźć stanowisko, z którego
miałem odjeżdżać, a potem zacząć wypatrywanie jakiegoś marketu.
Po dziesięciu
minutach błądzenia zrezygnowałem ze swojej męskiej dumy i poprosiłem o pomoc
jakieś starsze małżeństwo, które widać było, że też wybiera się w góry. Okazało
się, że tuż za dworcem jest niezauważony przeze mnie sklep Społem. Szliśmy
kawałek razem, toteż zapytałem, dokąd się wybierają.
- Dzisiaj Skrzyczne,
a pan?
- Ja do Wadowic,
potem idę na Leskowiec, a później Gibasy.
- Też tam kiedyś
chodziłem. My to z żoną lubimy, kiedyś nawet doszliśmy na piechotę z Nowego
Targu do Bielska.
- Wie Pan, ja to
kiedyś nie lubiłem Beskidu Małego, bo strasznie niskie mi się to wydawało. A w
tym roku byłem tam już trzy razy i bardzo mi się podoba.
Jego odpowiedź
bardzo mnie zaskoczyła. Spodziewałem się, że przyzna mi rację i powie coś, że
faktycznie jest tam fajnie. Tymczasem usłyszałem:
- E, dla mnie to
ciągle jakiś nieciekawy ten Beskid Mały.
Wydaje mi się, że
takie szczyle jak ja to jednak zasługują na jakąś wyrozumiałość, ale żeby być
już po sześćdziesiątce i ciągle nie widzieć piękna tego małego pasma?
W sklepie kupiłem
makaron, chleb, kiełbasę, ser, paprykę, cebulę i wódkę. Tą ostatnią wziąłem
nauczony doświadczeniem. Wiecie, nawet, jak się lubi chodzić samemu, to nie ma
chyba nic lepszego, niż pod koniec dnia trafić do schroniska pełnego ludzi,
gitar i śpiewu. Zazwyczaj nie ma wtedy problemu, żeby się czegoś napić, bo
turyści chętnie się dzielą, ale zawsze jakoś to głupio opijać kogoś, kto
wcześniej przez parę godzin tachał ważącą ponad kilo butelczynę. Dlatego, jeśli
spodziewacie się w schronisku imprezy, zawsze warto mieć przy sobie tą
ćwiartkę. Z jednej strony na osobę wystarczy, a z drugiej - nie będzie za
ciężka, jeśli okaże się, że nie ma z kim imprezować i wódka wraca z Wami do
domu.
Jest 14, więc zaraz
muszę się zbierać do pracy. Jutro dalszy ciąg relacji :)
"Wydaje mi się, że takie szczyle jak ja to jednak zasługują na jakąś wyrozumiałość, ale żeby być już po sześćdziesiątce i ciągle nie widzieć piękna tego małego pasma?"
OdpowiedzUsuńA opinia pan po sześćdziesiątce nie zasługuje na wyrozumiałość? ;)